Czytanie: „Przyjdę rychło; trzymaj, co masz, aby nikt nie wziął korony twojej” (Obj 3:11).
Przede wszystkim spójrzmy na ten słowa i uchwyćmy się implikacji, ponieważ to, co zostało tutaj ukryte, robi duże wrażenie, a z pewnością jest bardzo poważne.
Propozycja Korony
Pierwszym, pozytywnym stwierdzeniem jakie tu znajdujemy jest to, że istnieje coś, co odnosi się do życia dziecka Bożego, co jest nazwane koroną, jego/jej koroną. Widzicie, że zastosowanie tego wezwania jest osobiste: „Kto ma uszy do słuchania, niech słucha”. Nie to skierowane do jakiegoś ogółu czy nawet do lokalnego kościoła. Sprawa jest przedstawiana jednostce, a zatem pozwala się nam, co najmniej pozwala, wyciągnąć wniosek, że w umyśle i celu Bożym jest coś, co jest związane z każdym dzieckiem Bożym, co jest nazwana koroną, bądź koroną życia dziecka Bożego. Powinno to prowadzić nas do czasu, w którym każde dziecko Boże, w myśli i celu Bożym, powinno mieć wielką pieczęć na swoim życiu, a co było Jego zamiarem, gdy Bóg powie: „To dlatego zapieczętowałem cię, to miałem na myśli dla ciebie, to jest to, do czego cię powołałem, po to właśnie włożyłem Moje ręce na ciebie, to jest właśnie ta korona wszelkich moich myśli, pragnień, zamiarów, w których chodziło o ciebie!” Nie ma tutaj więc żadnego nadwyrężenia, ani nie jest to żadna przesada, gdy pada stwierdzenie, że to dla zwycięzcy istnieje coś takiego jak korona.
Tak więc, przede wszystkim chcemy, aby to dotarło wprost do naszych serc. Ty i ja, każdy z nas, osobiście, w myśli Bożej jest naznaczony do czegoś, co jest nazwane naszą koroną. Nie będziemy zatrzymywali się nad tym, czym ta korona jest, ani nie będziemy o to pytać. Paweł mówi o kilku koronach, lecz pozostawimy to takie jak jest, po prostu: korona, pamiętając tylko o tym, że sam Paweł rozpoznawał tą prawdę wspaniałymi słowami z 3 rozdziału Listu do Filipian: „ zmierzam do celu, do nagrody w górze, do której zostałem powołany…” „Nagroda w górze” – „zmierzam/naciskam ku”! Możemy ponownie wrócić obecnie do tego fragmentu. Paweł zobaczył to, że choć w owym dniu na drodze do Damaszku, ręka Pana Jezusa pochwyciła go, on sam mówi, że został „zatrzymany”, ręka Pańska spoczęła na nim, a wszystko to miało na widoku pewien cel, koronę, powołanie z góry, nagrodę, a on powiedział, że został pochwycony, zatrzymany przez Chrystusa Jezusa i teraz jego jedynym celem w życiu jest pochwycić to, co było powodem jego zatrzymania – nagrodę.
Niech to mocno wniknie do naszych serc. Pamiętam, jaką siłą i pomocą oraz inspiracją były te słowa, gdy byłem młodym chrześcijaninem, kiedy to po raz pierwszy, jako młodzieniec, stanąłem zdecydowanie w sprawie Pańskiej w samym środku takich okoliczności, które nie sprzyjały temu, a wręcz przeciwnie. Pośród wielu różnych trudności i dużych kosztów stanąłem po stronie Pana. W świetle tego, co teraz mówię, właśnie te słowa były dla mnie ogromnym wzmocnieniem. Istnieje taka korona, która należy do ciebie, która jest twoja zgodnie z Bożym zamiarem, a teraz do ciebie należy to, aby nikt nie zabrał korony twojej. Tak, to jest pierwsza sprawa.
Możliwość utracenia korony
Drugą rzeczą, oczywiście, która wyraźnie pojawia się w tym stwierdzeniu jest to, że istnieje możliwość utraty swojej korony. Nie mówię teraz o utracie naszego wiecznego zbawienia, lecz o stracie tego, co zostało nazwane koroną, nagrodą powołania z wysokości. Jest to możliwe, zgodnie z tymi słowami, jeśli cokolwiek znaczą to właśnie to. „Aby nikt nie wziął korony twojej”. Okazuje się, że nasza korona może być zabrana przez kogoś innego, że możemy ją stracić. Jakże to przerażająca możliwość, że możemy dotrzeć do owego dnia, który ma być dniem koronowania i okaże się, że nie będzie dla nas korony, którą Pan chciał nam dać.
Paweł żył, mając świadomość tego. Jak pamiętacie, powiedział kiedyś: „…bym przypadkiem, będąc zwiastunem dla innych, sam nie był odrzucony” (1Kor 9:27). „Abym…” – jest to wyraz wyrażający ostrożność.
Tak więc, drugą rzeczą, którą tutaj widzimy, jest okrutna możliwość utraty korony, nagrody, tego, po co Pan włożył na nas Swoje ręce.
Wiąże się z tym jeszcze jedna rzecz, a mianowicie to, że to ktoś inny może wziąć w swoje ręce nasze powołanie. Bóg miał wobec nas pewien zamiar, powołał nas do czegoś. W pierwszej kolejności nie został do tej szczególnej korony powołany ktoś inny, ta korona nie należała do niego, lecz okazując ze swej strony podwójną wierność, dzięki wierności swojemu własnemu powołaniu i wierności tam, gdzie jej było brak, otrzymał swoją własną koronę oraz naszą. Czy nie jest tutaj tak sugerowane? Oto ktoś inny może wziąć koronę, do której my zostaliśmy powołani. To jest straszne. Powiem wam, jak to się dzieje, ale jeszcze nie teraz. Spójrzmy po prostu na ten tekst. Oto tu jest.
Oczywiście, odwracając sytuację, wydaje się, że to każdy z nas może być tym, kto otrzyma koronę kogoś innego oraz naszą własną to znaczy może otrzymać podwójną nagrodę. Pewny jestem, że nie chcemy, aby inni ludzie tracili swoje korony, wolelibyśmy raczej, aby każdy miał własną. Nie mamy ambicji tego rodzaju, że chcielibyśmy pozbawić kogokolwiek jego wiecznej chwały, ani odrobiny, lecz oto tutaj jest właśnie o tym. Oto jest Słowo i mamy sporo na poparcie tego, że są tacy, którzy zrzekają się wykonania tego, co Pan dla nich przewidział i zabiera to ktoś inny. Słowo jest tutaj jasne i wyraźne: „…aby ktoś nie zabrał korony twojej”. Skróć to, jeśli chcesz, do takiej postaci: „ktoś weźmie twoją…” Tak, dzięki wierności możemy otrzymać coś z podwójnej chwały, ponieważ Pan został zawiedziony przez kogoś innego. Bez względu na to czy ma to zastosowanie do nas, czy nie, jest to coś bardzo ważnego i prawdziwego.
Oto nasze Słowo: „Trzymaj, co masz, aby ktoś nie zabrała korony twojej”. „Twojej korony”. Trzeba tylko wziąć te słowa oddzielnie, a zobaczysz wszystkie te myśli, które tutaj ująłem.
Korona, twoja korona, zabrać twoją koronę, aby nikt nie zabrał twojej korony.
Zdobyte i stracone korony
Podążając przez życie, spotykamy mnóstwo ludzi, którzy stracili swoje korony. Mogę sięgnąć lata wstecz i zrobić listę ludzi, o których w niepodważalny sposób wiem, że stracili swoje korony; wiem, że je stracili. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości i mogą ich już nigdy nie odzyskać.
Pamiętam pewnego młodego mężczyznę, którego znam, który był powołany przez Boga, aby służył Mu w odległych miejscach na tej ziemi. Całe jego jestestwo było pochłonięte tą myślą, poświęcił wszystko, aby przygotować się do tego. Może go nigdy nie spotkałeś, lecz było w nim tylko to jedno. Był autorytetem w tej jednej dziedzinie. Mógł był powiedzieć: „Dla mnie życiem są Chiny!” Tak było. Pojawiła się w jego życiu młoda kobieta, która nie miała takiego poczucia boskiego powołania, lecz interesowały ją sprawy tej ziemi, miała przyziemne ambicje i stopniowo relacją z nią spowodowała, że ich zainteresowania upodobniły się. Oddając się biznesowi, nigdy nie pojechał do Chin, utracił wizję i stopniowo również swoje duchowe życie. Mocno zaangażował się w to, lecz Pan odszedł, nie ma tutaj niczego dla Pana, wszystko przeminęło, korona została utracona. Mógłbym tak długo wymieniać tak wielu spośród tych, których znam, a którzy utracili korony swoje.
Została przed nami postawiona straszna prawda: istnieje korona i można ją utracić.
Jednak jest też ta druga strona, które jest cieniem i tłem, która mimo wszystko ma swoją własną chwałę. Jak często widujemy kogoś, kto wkracza na scenę mając tę podwójną miarę wierności i oddania Panu, niemal na naszych oczach, bierze się za coś, o czym wiesz, że należało do kogoś innego.
Było Boże powołanie, była praca, a Pan pragnął, aby ta jedna osoba wykonała taką a taką rzecz, w taki a taki sposób, a ty niemal widzisz, że Pan ceni to drzewo, robi wszystko, co tylko może, aby to drzewo zareagowało, i czujesz do czego było to powołanie, do czego było to życie przeznaczone, do czego Bóg powołał to życie. A jednak nie; oto beztroska, gnuśność, brak reakcji, nie traktowanie poważnie sprawy. Wtedy widzisz na własne oczy, jak pojawia się ktoś inny, jak to się dzieje, w duchowej rzeczywistości, i ten ktoś przejmuje to, do czego było powołany tamten, a ostatecznym wynikiem jest to, że jeden i drugi odchodzą. Możesz wtedy tylko powiedzieć, że spojrzenie na życie tych dwóch może być takie: że jeden wziął koronę drugiego! Widziałeś, jak Pan oferował jednemu z nich koronę, a drugi ją zabierał, kiedy ten pierwszy figlował. Jest to możliwe, że ty czy ja możemy wziąć koronę, która nie do nas w pierwszej kolejności należy, lecz jest dostępna. Nie zostajemy odcięci od niej, jest dostępna, lecz jakże mocne jest to ostrzeżenie i jakaż w nim zachęta – podwójna chwała, chwała większa niż pierwotnie dla nas zamierzono, a jednak jest to otwarte dla nas.
Ach, tak, w ziemskich wyścigach i konkurencjach jeden człowiek może zgarnąć wszystkie nagrody. Wiedzieliśmy to już. Pamiętam ze szkolnych lat, jak jeden chłopak zbierał niemal wszystkie nagrody. Jeśli tylko było coś do zdobycia, on wygrywał, choć nagrody były przeznaczone dla nas pozostałych, dla wszystkich, dla każdego.
Jak można stracić koronę…
1) Niebezpieczeństwo kompromisu
Jak więc, można stracić koronę? Oczywiście, jest na to wiele sposobów, ale myślę, że tym co prawdopodobnie najczęściej pozbawia korony jest kompromis – dokładne trzymanie się ducha tego świata.
Myślę, o tym wielkim mistrzu koron, Pawle. Jeśli jest w nim coś szczególnego, co go charakteryzuje bardziej niż inne rzeczy to fakt, że był mężem bezkompromisowym.
Wiecie, kompromis przybiera wiele różnych postaci i cieni, i można go dostrzec pod wieloma różnym dobrymi nazwami. Na przykład, jakże obszerny kompromis ukrywa się pod zwrotem „otwartego umysłu”. Otwarty umysł (myślenie) jest jednym z tych wielkich drzew, które rozrastają się we wszystkich kierunkach i w ogromnych rozmiarach a każdy ptak niebieski może znaleźć sobie tam domek. Kompromis. Oznacza to, że nadaje się pewnym rzeczom inne nazwy niż te, które odzwierciedlają ich prawdziwą naturę. Cała straszliwa niegodziwość wyścigów konnych jest przysłaniana przez wielki i szanowany biznes zachowywania przy życiu szacownej rasy koni. Tak właśnie ta ogromna niegodziwość rujnująca życie milionów, niszcząca domy, sprowadzająca głód na dzieci, jest pokazywana jako coś godnego. Musimy bardzo uważać, abyśmy nadawali właściwe nazwy, szczególnie zaś dotyczy to ludzi młodych. Wychodzisz na zewnątrz, do świata i wiesz w jaki sposób myśli on o chrześcijanach i chrześcijaństwie a wtedy pojawia się pokuszenie, aby być otwartego umysłu, nie być zbyt dokładnym, nie być typem zbyt osobliwym i odmiennym od wszystkich innych – otwarty umysł! Otwartość umysłu jest przekleństwem kompromisu, który na całą wieczność okrada młodych chrześcijan z ich korony.
Nie będziemy szli w stronę złej skrajności. Rozumiecie to, chodzi o skrajność w przeciwnymi kierunku, lecz bądźmy uważni. Kompromis przyjmuje wiele form, lecz jeśli chodzi o chrześcijan to jego istotą jest zawstydzenie Jezusem. Ach, nazwijmy to tak, jak należy: „Kto bowiem wstydzi się mnie i moich słów, tego i Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w chwale swojej i Ojca, i aniołów świętych” (Lu 9:26): korona odeszła, Jezus wstydzi się nas. Dlaczego? Ponieważ my wstydzimy się Jezusa, lecz nie nazwalibyśmy tego w ten sposób. Raczej określilibyśmy to jakąś nazwą kompromisu, otwartości umysłu, tego, że wszystko jest dla wszystkich – błędne zastosowanie dobrej zasady. O tak, korony giną w ten sposób, lecz ja będę was pobudzał, szczególnie tych młodszych, słowem: „aby nikt nie zabrał korony twojej” – żadnych kompromisów, nie dopuszczamy niczego, nigdy żadne korzyści, które możesz zdobyć przez kompromis w jakiejkolwiek postaci czy wielkości, nie są w stanie dać ci tego, co uwolni cię od potwornego wstydu i żalu, jakie pojawią się w Dniu Jezusa Chrystusa. Tak, kompromis to jedna sprawa i, jak powiedziałem, działa na wiele różnych sposobów i ma bardzo wiele powiązań.
2) Niebezpieczeństwo „powodzenia/sukcesu”
Korony giną w niedostrzegalny sposób na samym początku. Istnieje, na przykład, straszliwe zagrożenie zwane sukcesem. O ile przeciwności niosą ze sobą pewne zagrożenia to sądzę, że niebezpieczeństwo powodzenia jest nieskończenie większe. Mówię z własnego doświadczenia w pewnych dziedzinach. Myślę o poszczególnych ludziach, którzy stracili wszystko co Bóg miał dla nich w ramach wielkiego powołania, a o czym wiem, że należało do nich. Kiedyś składali wspaniałe obietnice, tak jasne i obiecujące dla Pana, a wszystko skończyło się tak – awansowali. Wprowadziło ich to do nowego kręgu, gdzie zrobiono wokół nich szum, gdzie byli czymś. To była ich zguba, choć nieświadoma. Gdybyś w tamtym czasie rzucił im wyzwanie, mówiąc: „Spójrz tutaj, tracisz coś, tracisz całkowicie!”, nie słuchaliby, nie przyjęliby tego. Zupełnie nie, działało to w sposób subtelny, niedostrzegalny, powolny, lecz działało. Korona odeszła i to na zawsze. Być może większość z nas nie będzie musiała stanąć wobec tego paskudnego sprawdzianu, testu na powodzenie. Sam nie wyczekuję tego zagrożenie dla siebie! Być może większość z was nie będzie wrzucona w ogień, lecz są tacy młodzi ludzie, którzy mogą, i bardzo szybko staną wobec prawdziwego sprawdzianu, gdzie będą mieli wpływ, gdzie nabiorą znaczenia. To jest twoja godzina zagrożenia, godzina w której zagrożona jest twoja korona. W świetle wielu tragicznych doświadczeń, chcę być wierny wobec ciebie. Pamiętaj o zagrożeniu jakie niesie ze sobą pragnienie stania się kimś, bycia kimś, zostania czymś i posiadania ważnej pozycji, jakiegokolwiek powodzenia.
Jak zdobywa się korony
1) Niepodzielone serce
Ufam, że jest to słowo dla każdego, lecz zdaję sobie sprawę z tego, że moje serce jest w szczególny sposób skierowane teraz ku młodszym braciom i siostrom. Jest to dzień wielkiej próby dla młodzieży, a nasze serca są z wami.
Zaczynają się dziać nowe rzeczy. Zostaniemy rozproszeni, wezwani do robienia tego, czego żadne poprzednie pokolenie nie musiało robić. Chcę, abyście na te nadchodzące dni zabrali słowo, które może pomóc wam w czasach prób, gdy stawką będzie korona.
Czy mogę wam to powiedzieć? Jeśli tylko usuniecie z waszego życia – bądź poprosicie Pana, aby uzdolnił was do tego – wszelkie możliwe składniki mieszaniny w waszym życiu, aby płonął w was czysty ogień, będzie to dla was ogromną ochroną. Myślę, że w ten sposób ustrzeżecie się przed 99% problemu. Jeśli masz jakiekolwiek podwójne motywacje, jeśli twoje serce jest podzielone, jeśli masz ukryte za sobą podwójne życie, jeśli jest jakikolwiek wewnętrzny konflikt, jakaś wojna cywilna to przegrasz, a zatem w świetle tej pełnej chwały sprawy, zawsze najmądrzejszą rzeczą będzie na samym początku zająć jasną i wyraźną pozycję, tak aby każdy dokładnie wiedział, gdzie jesteś, aby ludzie nie musieli tego szukać, lecz na samym początku wiedzieli, że takie jest twoje stanowisko. Żadnej mieszaniny – pozbądź się wszelkiej dwuznaczności w twoim życiu, tego, że chcesz mocno stać po obu stronach, że potajemnie nie chcesz zawieść Pana z Jego strony, a równocześnie chcesz ze wszystkim dobrze trzymać, nie chcesz, aby oni byli przeciwko tobie. Bóg ma mądrość, której może udzielić, która ustrzeże nas przed zachowaniem jakie prowadzi do niepotrzebnych problemów. Myślę, że możemy być głupcami nawet w tej sprawie.
O Jezusie powiedziano, że wzrastał on w przychylności (w łasce) u Boga i człowieka, a ty pytasz czy chrześcijanin może tak? Myślę, że dobrym wyjaśnieniem jest to, że była w tym mądrość, która nie denerwowała ludzi w niepotrzebny i głupi sposób. Wielu robi głupoty w zbyteczny sposób i narobiło niepotrzebnych szkód. Rozumiecie, o czym mówię. Jest pewna mądrość, która pozwala ustrzec przed wielu takimi rzeczami. Proś o mądrość. Czytaj ósmy rozdział Księgi Przypowieści, czytaj i czytaj ponownie, następnie idź do Pana i mów: Daj mi taką mądrość! Proś o mądrość, lecz równocześnie, gdy prosisz i starasz się o to, aby prawdziwa mądrość strzegła twojej pozycji, dąż do tego, aby nie było w tobie pragnienia osiągania jakichkolwiek podwójnych zysków, żadnych podwójnych motywacji. Niech to będzie jasne na jakiej granicy stoisz, gdzie stoisz i to od samego początku.
2) Trwanie aż do końca
Musimy zbliżać się do końca tego pouczenia. Oto słowo, które nam pomaga: „Trzymaj mocno, co masz, aby nikt nie zabrał korony twojej”. Trzymaj mocno! Jest to tylko inny sposób wyrażenia tego, co w Nowym Testamencie jest tak często powtarzane: bądź niezłomny, trzymaj się, wytrwaj. Korony często traci się tylko z powodu tej drobnej chęci utrzymania się, czekania jeszcze chwilę, zbyt późnego wypuszczania z rąk. Ach, jakże bardzo sprawa tych boskich koron, owej nagrody na końcu, związana jest w Nowym Testamencie z jednym słowem: znoś/trwaj. „Kto wytrwa do końca…” (Mt 10:22). „Jeśli wytrwamy…” Wielkim sprawdzianem jest wytrwałość. Wielu jest takich, którzy na samym początku potrafią zrobić wielki zryw, dać pokaz na pierwszej prostej. Mogło by się wydawać, że jak zaczęli tak będą kontynuować, a jednak wiemy, że to nie zawsze ci, którzy pędzą na przód na początku, lecz ci, którzy potrafią trwać do samego końca, trzymają się mocno. Zwróć uwagę, że jest to słowo skierowane do kościoła w Filadelfii, a Pan mówi: „nadchodzi godzina próby na całą ziemię,… trzymaj mocno”. Tak, to właśnie mocne trzymanie w czasie ucisku jest wielkim elementem korony.
Wiecie, w ostatnich tygodni poświęcałem mnóstwo czasu na myślenie i czytanie, i przeczytałem sporą ilość interesujących rzeczy. Czytałem historię admirała Byrda o cudownych postępach jego obozu w czasie antarktycznej wyprawy, historię amerykańskiej łodzi podwodnej, Squallusa, uratowania trzydziestu z pięćdziesięciu mężczyzn uwięzionych 60m pod wodą (po 115 dniach – przyp. tłum.) i jeszcze kilka tego typu zdarzeń, i zostałem poruszony do głębi. Podobnie jak wy zostajecie poruszeni takimi opowiadaniami. To, co ludzi zrobią, co zniosą, aby dodać trochę wiedzy i użytecznych informacji do wielkiego magazynu naukowych badań historii tego świata. Co oni zrobią – niewypowiedziane cierpienia! Nie można czytać o admirale Byrdzie, nie mając wrażenia, że tak naprawdę to jeszcze nic nie wiemy o cierpieniu. Człowiek jest zdolny przejść to wszystko, aby dać temu światu kilka więcej informacji o morskich prądach, sile wiatru i tak dalej. Nie da się myśleć o ich cierpieniach, lecz na mnie zrobiło wrażenie coś innego. Zanim dotarłem do zakończenia historii, spodziewałem się, że Byrd powie: „Dajcie mi się tylko stąd wydostać, już nigdy więcej ponownie tu nie wrócę!”, że ci wszyscy mężczyźni, uwięzieni 60 metrów na dole w oceanie w bezsilnej łodzi podwodnej, wstrząsani zimnem, z przymierającą powoli nadzieją powiedzą: „Zostawmy to, nigdy nie damy się ponownie złapać w łodzi podwodnej!” Zdumiało mnie to, że Byrd musiał wybrać się na następną ekspedycję. Choć praktycznie umierał w takim zimnie, że dotknięcie czegokolwiek gołą ręką oznaczało pozbawienie się skóry, a jednak jak tylko wrócił, już pracował nad następną wyprawą. Ci ludzie na dnie morza, w Squallusie, jak tylko zostali uratowani, choć było to chwili, gdy już tracili przytomność, zaczynali widzieć ostatnią godzinę, jak tylko zostali uratowani, oni i ich łódź podwodna o trzech miesiącach ciężkiej pracy, mówili: „Nie chcemy innego życia, jak tylko na łodzi podwodnej. Wracamy!”
To jest coś, wobec czego ty i ja musimy stanąć, a ja musiałem pomyśleć: „Halo, a gdzie jesteśmy my, chrześcijanie?” Czy nie jest tak, że często wołamy: „Gdybym tylko mógł się z tego wydostać, Panie, uwolnij mnie, nigdy więcej się już w nie wpakuję!” Czy tacy jesteśmy w naszym chrześcijańskim życiu, czy też patrzymy na naszą pracą tak, jak widać wyraźnie u Pawła i tych wszystkich mężczyzn: „Mamy zadanie, wielkie zadanie, robimy coś, co się liczy na dłuższą metę, jest to coś, co dodane do całości będzie miało potężną wartość, a my jesteśmy w tym aż do końca, do ostatniej kropli. Wyjdziemy z jednych tarapatów i pakujemy się w następne, lecz będziemy w tym siedzieć po uszy i nie zamierzmy rezygnować!” O to chodzi. Nie zamierzamy rezygnować i szukać lżejszej roboty. Tak więc, Paweł mówi: „Znoś trudności jako dobry żołnierz Chrystusa Jezusa” (2Tym 2:3). To kolejna metafora mówiąca o tym samym. Trzymaj mocno, nie rezygnuj, nie popuszczaj, trzymaj, co masz, aby nikt nie wziął korony twojej.
Czy przemyślisz sobie te sprawy przez chwilę! Twoja korona; aby nikt nie wziął twojej korony; trzymaj, co masz, gdy idziesz tymi wszystkimi drogami, subtelnymi drogami, na których traci się korony. Mam nadzieję, w każdym razie, że my wszyscy tutaj, owego wielkiego dnia, bez względu na to czy jesteśmy znani tutaj jako liczący się, czy nie, otrzymamy z ręki Pana koronę, którą On trzyma dla nas, i o ile nie chcemy zabierać nikomu innemu jego korony, bądźmy wierni, aby tam, gdzie Pan nie jest zadowolony z innych, mógł być podwójnie usatysfakcjonowany nami.
Panie, pomóż nam trzymać mocno to, co mamy.
Do czytelnika: Austin-Sparks nie dokończył edycji tego przesłania.